W środę trenowaliśmy w klubie wioślarskim Politechniki. Wizyta na „starych śmieciach” sprawiła mi wielką przyjemność, przypomniała jaką frajdę daje wiosłowanie z grupą ludzi zgraną do tego stopnia, że stanowiącą jakby jeden organizm. Z RAT-owcami jeszcze do takiej wprawy nie doszliśmy, ale wszystko przed nami, zajęcia na basenie wioślarskim wypadły nadspodziewanie dobrze. Ćwiczyliśmy również na ergometrze, a na koniec Trener zrobił niespodziewany sprawdzian.
Wioślarstwo to trudna i wymagająca dyscyplina sportu, gdzie obok siły fizycznej i wytrzymałości potrzebne jest wyczucie rytmu, równowagi, gibkość. Zgranie osady wypracowuje się miesiącami treningów. Każda zmiana zawodnika, spowodowana na przykład kontuzją, powoduje zaburzenie rytmu – nowy zawodnik inaczej jeździ na wózku, inaczej atakuje wiosłem wodę – miną tygodnie zanim osada zasymiluje te zmiany i znajdzie swój nowy rytm. Kluczowe znaczenie ma również odporność psychiczna. Podczas regat nie możesz się zatrzymać, choćbyś nie wiem jak był zmęczony. Płyniesz w rozpędzonej łodzi, masz w niej sporo miejsca, o ile przesuwasz się do przodu i do tyłu wraz z innymi. Jeżeli się zatrzymasz, staniesz na drodze wiosła kolegi i twojego własnego, a to zazwyczaj kończy się źle. Jedyne co możesz zrobić to zacisnąć powieki (zębów zaciskać nie radzę, trudniej się oddycha) i dopłynąć do mety, gdzie możesz do woli mdleć, wymiotować i wymyślać trenerowi od najgorszych za to, że znowu dałeś się na coś takiego namówić. To, czy umiesz się „sprzedać”, czyli dać z siebie wszystko, decyduje o tym, czy coś osiągniesz w tym sporcie. Każdy kto staje na starcie regat lub siada na ergometrze z zamiarem jazdy na czas, będzie zmuszony odpowiedzieć sobie na pytanie: Czy potrafię jechać/płynąć dalej, mimo że uda palą mnie żywym ogniem, ręce mrowieją, płuca „pękają w szwach” a w ustach czuję smak własnej krwi? Czy potrafię ignorować sygnały alarmowe biegnące z obolałych mięśni i zmusić je do jeszcze większego wysiłku? Jeżeli tak to znaczy, że umysł w pełni kontroluje ciało. Jest to trudne, ale można się tego nauczyć, trzeba często dochodzić do tej „ściany”, która wydaje się nie do przejścia, obadać ją i w końcu próbować przekroczyć – czyli w skrócie – ciężko trenować.
Z przykrością stwierdzam, że moja forma sportowa, osiągnięta dzięki treningom wioślarskim, wyparowała przez parę lat nic-nie-robienia. To co zostało, to świadomość, że wiem już jak wygląda ta „ściana” i że nie jest wcale taka straszna. Jest to wiedza bezcenna i czuję, że dzięki temu jestem o krok bliżej do skończenia Ironmana.
Na koniec chciałbym podziękować Gabrielowi Pawlakowi za to, że umożliwił nam trening w klubie Politechniki oraz serdecznie pozdrowić pana Mariana Pawlaka, który wypatrzył mnie pośród „studenciaków” i pozwolił dołączyć do grona wioślarzy: Wszystkiego Najlepszego Panie Trenerze i dużo zdrowia!
Komentarze
życzę Ci „ściany” w drodze do Ironmana 😛