pierwszy start z drużyną. noc krótka. pobudka o 4:30, godzinę później ruszamy z chłopakami z Grunwaldu na północ.
START masowy powoduje dodatkowy stres, żeby uniknąć kolizji, żeby obrać właściwe tempo.
jadę. jest fajnie. pilnuję picia izotonika oraz wciągania żelków. dobry zakup z ostatnich dni, daje energii. nie mam zapaści energetycznej ani wodnej. cudownie. do tego piękne tereny, super asfalt, z elementami żwirku [blee], trochę ostrych zakrętów – a ja nie umiem skręcać… byle gleby nie zaliczyć ani nie wypaść z łuku.
nie mam stroju służbowego jeszcze, dlatego nie wyróżniam się z tłumu. mam za to strój czarno-czerwony od mojej przyjaciółki Aguni, która zaopatruje mnie w strojne łaszki:
trzymam się grupy. zdecydowanie łatwiejsza jazda niż samej w Trzebnicy. tutaj praktycznie bez wysiłku jadę ze średnią prędkością na trasie 36,4 km/h. nawet frustruje ciągłe hamowanie, żeby w kogoś nie wjechać, bo to wytracanie prędkości kosztuje, wiadomo.
a tu już meta!!! 75 km za mną. jestem w szoku, gdy widzę, że zrobiłam to w 2h i 3 min. i 37 sek. o pół godziny lepiej niż Trzebnicę.
no i szok się utrzymuje, że jestem trzecią kobietą w kategorii OPEN i wg informacji organizatora, pierwsza w kategorii wiekowej, co jednak okazuje się nieprawdą po weryfikacji dowodu Olimpii 🙂
PS. Leszno jest moim szczęśliwym miejscem – moim miejscem na ziemi, jak widać 🙂 pierwszy w życiu puchar zdobyłam właśnie tam podczas maratonu biegowego w cudnym lesie… w Lesznie jest przyjazna atmosfera i fajni ludzie, którzy robią fajne imprezy. ten maraton rowerowy to też była super impreza.
Komentarze
Well, well … I think we have a superstar in our midst.
Well done 🙂