Wstęp
Wczoraj odbyłem nie lada przygodę. Wstępnym planem części RATowców było pływanie w WO + 30 minutowy bieg. Ja z Michałem jednak postanowiliśmy zamienić bieg na jazdę rowerem. Pogoda od samego rana sprzyjała nie tylko pływaniu w stawie, ale i jeździe rowerem. Właściwie to aż się o to prosiła. Zapytasz w jakich okolicznościach przejażdżka rowerowa na miejsce zbiornika wodnego w Jelczu-Laskowicach zamieniła się w Duathlon? Zapraszam do lektury.
Jest plan
Jak już pisałem, część RATu na trening łączony wybrała bieg (LSD) + pływanie, ja z Michałem natomiast zastąpiliśmy to rowerami. Osoby które tego dnia biegały, do Jelcza dojechały samochodami. Ja z sąsiadem natomiast w ramach treningu postanowiliśmy pojechać tam rowerem. W jedną stronę mamy 34km, więc 2×34 w ramach luźnej jazdy było ok na ten dzień.
Pierwszy przejazd
Spotykamy się u mnie pod klatką o 8:30 i wyruszamy w trasę, średnia prędkość 33km/h. Pogoda idealna, natomiast 10 km przed metą zaczęło nam wiać od przodu. Przejazd mija szybko, na miejscu czekają już Mariusz, Wojtek, Tomek + nasi wierni kibice w postaci rodzin:).
Pływanie
Plan na niedzielę to 2km. Woda ok 15 stopni, ale wysoka temperatura powietrza sprawia, jakby miała z 10 stopni. Przepłynęliśmy 4×500 metrów w czasie 8-9 minut na każdy odcinek. Staraliśmy się pracować nad powolnymi, długimi pociągnięciami, ale w piance jest to trudniejsze. Po zrobieniu treningu, na koniec szybkie zdejmowanie pianki, 15 sekund ;). Tomek, Mariusz, Wojtek przebierają się w strój biegowy i lecą na 30 minut wybiegania, ja z Michałem natomiast w drogę powrotną.
Drugi przejazd
Tym razem wiatr w plecy sprawia, iż jazda staje się jeszcze przyjemniejsza. Po drodze niespodziewanie mijamy trenera i jego żonę Kasię, którzy również wybrali się na niedzielną przejażdżkę. Szybkie machnięcia ręką i dalej jedziemy jak gdyby nigdy nic. Docieramy na Gądów, wchodzę po schodach, szukam klucza, NIE MA!
- Alarm
Organizm zmęczony, więc bardziej zniesmaczenie sytuacją niż panika. Trzykrotne sprawdzenie bagaży w poszukiwaniu, następnie telefony do RATowców, czy nikt przypadkiem nie przytulił kluczy. Niestety nikt. Zostawiam piankę u Michała i ruszam z powrotem.
- Pierwszy plan:
-jadę do pracy do Asi, ona daje mi klucze od mieszkania,
-przyjeżdżam, biorę klucze od auta i jadę do Jelcza-Laskowic,
-do Asi mam 8 km przez centrum, potem wracać i jechać autem z powrotem przez miasto, bez sensu… .
- Drugi plan:
-jadę rowerem prosto nad zbiornik.
Trzeci przejazd
Gdy wyruszam po południu, słońce mocno grzeje, a w bidonie jeden łyk… Co zrobić jadę. Całą drogę wieje od przodu, czasem nawet mocno, że na kasecie pierwszy bieg, a o wodzie w bidonie zapomniałem jakieś 30km temu. Przed samym Jelczem spotykam znowu Kasię, tym razem samą. Byłem już zmęczony, spragniony i poirytowany, więc nawet jej nie poznałem. Machnęła, mi ja odruchowo odmachnąłem, potem dopiero do mnie dotarło komu. Trochę dziwne takie mijanie bliskich znajomych i nawet nie nawiązanie rozmowy, ani okazania zdziwienia, tak jakbyśmy się mijali tam codziennie:). W ogóle dziwna sytuacja, ciekaw jestem co sobie pomyślała mijając mnie z powrotem na trasie:).
- Victoria!
Docieram nad jelczańską plażę, dużo ludzi ( w głowie myśl, że klucze dawno zadeptane, albo zabrane), szybki rekonesans i znajduje je w miejscu przebierania pianek. Z radości nawiązałem dialog ze starszą Panią, która opowiedziała że podchodzili ludzie oglądali, ale nikt nie zabrał. Za to jestem bardzo wdzięczny! Pamiętajcie również, że znalezione klucze najlepiej zostawić w tym samym miejscu właścicielowi.
Czwarty przejazd
Usta z pragnienia spękane, w planie mam zajechać do byle jakiego domostwa i poprosić o wodę. Wiatr na szczęście nie zmienił kierunku i tym razem łaskawił mnie podmuchami w plecy. Kilometr do kilometra i jakoś dotoczyłem się z powrotem na Gądów przy pustym bidonie. Trzeci przejazd zajął mi 1:28, natomiast czwarty 1:06 – wiatr.
Finish
Docieram zdewastowany, spragniony, na czole białe smugi z soli fizjologicznych po pocie, a na kończynach poprawka trzebnickiej opalenizny kolarskiej. Teraz nosze się w 3 odcieniach. Otwieram drzwi piję dużo wody (głód mi przeszedł przy pustym bidonie) i rzucam się na łóżko w opakowaniu.
Podsumowanie
Tego dnia przejechałem 136 km na rowerze i przepłynąłem 2 km. Gdyby nie ten jeden bidon wody, myślę że czułbym się w miarę dobrze. Mimo wszystko fajna przygoda i pewna namiastka tego co mnie czeka już we wrześniu w Borównie:).
I jeszcze ratowanie skóry przed biciem…trenerze PRZEPRASZAM :(.
Komentarze (8)
już was nie dogonię!
Biadaku!
To ja Ci napiszę co pomyślała żona trenera :). Jak zobaczyłam Was pierwszy raz z Michałem pomyślałam, ale fajnie chłopaki już po treningu a my dopiero jedziemy nad zbiornik do Jelcza na pływanie (mieliśmy wcześniej zupełnie inne plany na ten weekend stąd brak koordynacji z grupą). Trener pływał, ja wyrównywałam opaleniznę kolarską na brzegu, aż tu podchodzi chłopak i pyta: czy to Pani klucze? Ja mu na to nie nie moje 🙂 i że najlepiej zostawić je w miejscu w którym je znalazł :):) Trener kończy pływanie, wsiadamy na rowery, ja w stronę domu, DS w stronę trasy rowerowej. Jadę z wiatrem patrzę: Krystian :), myślę zwariował chyba od tego upału, ale może nadrabia jakiś zapomniany trening licząc na to, że go nikt nie zobaczy 🙂 – a tu pech!
Gdyby nie samochód na drodze, który wykonywał jakieś nieskoordynowane manewry w poprzek szosy w momencie gdy się mijaliśmy, na pewno bym się zatrzymała i poratowała Cię słodką, ciepłą cieczą z bidonu 🙂 która mogłaby choć trochę podreperować Twoje nadwątlone siły.
No i teraz widzę, ze trzeba było wziąć te klucze 😉
Może jednak dobrze, że nie wzięłaś, bo bym przyjechał i nie znalazł:)
Może lepiej byłoby gdybyś w panice zadzwonił do SidorKi (przypominając sobie, że jednak jechała w tamtą stronę) czy może nie widziała kluczy? 🙂
Mariusz miałem to zrobić, ale do SidorKi nie miałem numeru, a jak wyobraziłem sobie minę trenera, którego proszę o poszukanie kluczy, to wolałem się przejechać:).
No to trzeba ten błąd naprawić i przy najbliższej sposobności wymienić się numerami telefonów.
Krystian 🙂 Gratulacje!
I przyłączam się do podziękowań dla Jelczan, że poczekali z odniesieniem klucza do „biura rzeczy znalezionych” 😀
A na marginesie to po pływaniu robiliśmy SSD 🙂
No fakt:). Za bardzo mi się podoba ta nazwa LSD i teraz każde bieganie dla mnie kryje się pod tym skrótem:).