Test napisany, egzamin złożony. Teraz oczekuje oficjalnych wyników i dyplomu ukończenia „Medycyny Bólu” na Uniwersytecie Jagielońskim w Krakowie, ale sprawdzając doliczyłem się 57 odpowiedzi prawidłowych na 60 możliwych.
Jeśli więc nie pomyliłem kratek i literek powinno być dobrze.
Szafki złożone już wiszą na ścianie w salonie , pozostało posegregować płyty i książki.
Inne zaległości powoli staram się nadrobić, ale nazbierało się ich sporo, więc trochę to potrwa.
Bardzo dużo do życzenia pozostaje w kwestiach treningowych.
Egzamin zaowocował zwolnieniem z części i objętości zajęć.
W tym tygodniu wchodzę w pełne obowiązki.
I tak w niedzielę biegałem godzinę na bieżni i choć powinienem więcej to był to bieg na bieżni bez napędu, poruszanej własnym „obciążeniem” stale pod górę. Mocno wyczerpujące ale utrzymałem pierwszy zakres tętna.
W poniedziałek dodatkowy basen o świcie na Borowskiej i samotna praca nad grzęznącym w wodzie lewym ramieniem. Może będę pływał szybciej
Trening biegowy zaplanowany na późne popołudnie. Niestety w trakcie powrotu z pracy dostaje pilne wezwanie od potrzebującego pomocy kolegi chirurga. Nie chce odmawiać. W domu jestem późno i nie starcza determinacji by biec w ciemności i mróz.
We wtorek tłukę przycisk telefonu drzemka już od piątej. Za piętnaście szósta para biegowa pies Jack i ja już na trasie. Na niego można zawsze liczyć. Nigdy nie odmawia, a jedyne co czasem wymaga to chwilowych przerw na przykucnięcie. Bieg w dwóch zakresach. Zdyszani docieramy do domu po godzinie. Śniadanko i pracka.
Wieczorem basen. Wielką radość sprawia mi spotkanie z RAT-ową Drużyną. Zdaje mi się, że dawno ich nie widziałem, a to tylko tydzień. Plan treningu dostajemy mailem od Trenera, znaczy Kota nie będzie, a my myszy będziemy harcować. Analiza planu nie pozostawia wielu złudzeń. Jeśli chcemy go zrealizować to mówiąc kolokwialnie” trza i tak zapitalać”
Podejrzewamy, że Kot i tak nas obserwuje magicznym okiem, albo zaszył się na balkonie no i dzielnie trenujemy kończąc zadania jeszcze przed czasem.
Przy okazji przyglądam się znajomym sylwetkom i widzę jak ciężkie treningi zmieniły te postaci.
Sprężyści, wysportowani z zaznaczonymi mięśniami ale wciąż uśmiechnięci po treningu bo łyknęli kolejna dawkę endorfin.
Wiadomo, ze Pakerzy, jedni lecą na masę inni na rzeźbę, a część na szkatułę.
A tu ja zmagam się z masą, na szczęście nie krytyczną, ale Koleżanki pakują na rzeźbę i szkatułę już maja the best.
A trzeba przyznać ,że obie pływają wprost wybitnie.
Przy wyjściu z basenu niespodzianka. Mikołaj przysłał Śnieżynkę Anię, z prezentami od Polskiego Radia Wrocław. Gustowna czerwona czapeczka i bombonierka…milusio. Pamiątkowe zdjęcia, wszyscy uśmiechnięci i zadowoleni.
Brak tylko kultowego kubka i krówek, ale czy ktoś z nas napisał list do Świętego Mikołaja?
Nie ma co dywagować, cieszy ,że o nas pamiętali.
Noc taka krótka , a rano w środę przed pracą rower.
A zakupy Świąteczne to chyba w poniedziałek…
Komentarze (5)
Maćku, no to teraz po egzaminach masz już mnóstwo wolnego czasu i chyba dasz się zaprosić na tenisa lub badmintona. Te „rakietowe” sporty bardzo wciągają i w przerwach pomiędzy biegami….
Na Twoje ręce składam wszystkim życzenia zdrowych i spokojnych Świąt, a przed NR to się pewnie spotkamy W Trzebnicy.
PS
A ratowiczki to proszę fotografować en face, lub z profilu 😉
🙂 A „żelazne” śnieżynki” wyglądają TAK
i to wszystko po „rat- owych krówkach? 😛
Myślę, że krówki radiowe maja taki potencjał, że mogłyby się znaleźć w niezbędniku żywieniowym na rowerze podczas IM Klagenfurt. Byłyby zamiast obrzydliwych żeli lub zalepiającej czekolady. Michał trzeba wymyślić mocowanie do roweru 🙂
Radiowa „Krówka” i tak rządzi 😀
Moje pierniczki poszły już w zapomnienie 😀